Krzyżacy Tom II

Krzyżacy – Tom II – Rozdział I

Gdy Jurand przekroczył bramę nie wiedział gdzie się ma dalej udać. W końcu skierował się w stronę największych drzwi. Zaraz też drzwi te otworzyły się i stanął w nich młodzianek, który powiedział że komtur kazał mu go prowadzić. Doszli do sali na pierwszym piętrze gdzie Jurand został sam, a przynajmniej tak mu się zdawało. W sali panował półmrok i dopiero gdy jego oczy przyzwyczaiły się na jej końcu zobaczył stół za którym siedzieli rycerze a dalej za nimi uzbrojeni knechci. Za stołem siedzieli Danveld pośrodku, Zygfryd de Löwe, Gotfryd i Rotgier i spoglądali na swojego wroga z pogardą, którą zawsze mieli w sercach dla słabszych i pokonanych. Zebrało się też tam wiele osób, których przygoniła tu ciekawość i wszyscy zaczęli drwić i naśmiewać się z Mazura, łącznie z komturem, któremu się to spodobało. W końcu Jurand, będąc u kresu wytrzymałości krzyknął głośno żeby przekrzyczeć gwar – „Oddajcie mi dziecko jak żeście obiecali”. Danveld odpowiedział, że skoro obiecał to tak się stanie i dziewka, którą odbili zbójom a także Jurand odzyskają wolność. Zdziwili się na te słowa wszyscy a także rycerz ze Spychowa, który już pogodził się z tym, że jego ofiara pójdzie na marne i nie będzie on w stanie wyratować Danusi. Komtur posłał giermka aby przyprowadził dziewkę i po chwili na sali ktoś krzyknął, że ją prowadzą. Jurand ruszył na jej spotkanie ale gdy ją ujrzał stanął jak wryty i krzyknął, że to nie jego dziecko. Przed nim stała niedojda, którą Krzyżacy przedstawiali jako jego córkę. Cała sala wybuchła śmiechem. Jurand, w którego oczach rozpoznać można było szaleństwo począł błagać komtura o dotrzymanie obietnicy i nie łamanie przyrzeczeń i zgięty w pół począł zbliżać się do niego. Ten oburzony na jego zarzuty sam podszedł do niego i szepnął mu na ucho, że jeżeli mu ją odda to chyba z jego bękartem. W tej chwili potężne ręce Juranda schwyciły jego ciało i uderzyły nim z taką siłą o kamienną posadzkę, że jego mózg obryzgał najbliżej stojących. Sam Jurand jak rozwścieczony buchaj rzucił się do ściany gdzie wisiały zbroje i broń, pochwycił dwuręczny, wielki miecz i począł siec oniemiałych Niemców, którzy nie pomyśleli nawet o tym żeby się bronić. Upokorzenia, hańba i zdrady, które spotkały rycerza ze Spychowa ze strony Krzyżaków znalazły teraz swoje ujście i spotęgowały i tak wielką siłę tego męża. Nie było sposobu aby go powstrzymać a sala zalana była krwią i pokryta ciałami. A Jurand szalał z wielkim mieczem i nie baczył na żadne niebezpieczeństwo wycinając wszystkich, którzy stanęli mu na drodze. W końcu wszyscy schronili się na galerii i stamtąd poczęli razić go różnymi pociskami, a po chwili otworzyły się główne drzwi przez które wpadli knechci uzbrojeni w różnego rodzaju broń. Jurand rzucił się na nich i w sali znowu rozbrzmiał szczęk broni i jęk mordowanych mężów.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział II

Wieczorem, w tej samej sali, w której szalał Jurand, siedzieli Zygfryd de Löwe, brat Rotgier, de Bergow i dwóch młodzieńców, którzy niedługo mieli przywdziać płaszcze zakonne. Jurand natomiast leżał spętany siecią w lochu, ponieważ tylko ten sposób okazał się skuteczny aby okiełznać jego furię. Bracia naradzali się co począć w zaistniałej sytuacji. Postanowiono, że de Bergow pojedzie do Malborga do mistrza i opowie mu co widział. Po tym ustaleniu Zygfryd pożegnał się z nim chcąc zostać sam z bratem Rotgierem. Odprawił też dwóch młodzieńców. Gdy zostali sami ustalili, że Zygfryd zabierze Danusię ze sobą do Insburka i uczyni z nią to, czego dobro Zakonu wymagać będzie, a Rotgier pojedzie na dwór księcia Janusza przedstawić mu co zaszło w Szczytnie i ponownie poskarżyć się na Juranda. Rotgier zapytał jeszcze co się stanie gdy Jurand wyżyje i na wolność wyjdzie, ale Zygfryd odpowiedział, że choćby wolność odzyskał to nie wypowie złego słowa na Zakon.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział III

Wieści o tym co zaszło w Szczytnie przybyły do Warszawy przed posłem Krzyżackim zwielokrotnione przez plotkę. Mówiono, że Jurand samotrzeć ze swoimi ludźmi wpadł do zamku szczytnieńskiego, wyciął załogę i dopiero po dwudniowym oblężeniu, zebrane szybko siły zdołały odbić zamek. W końcu jednak na dwór książęcy przybył rycerz zakonny, którego relacji oczekiwano z niecierpliwością. Krzyżak przedstawił całe zdarzenie tak jak ustalił to z komturem z Insburka, a wszyscy zaczęli zadawać mu pytania i niedowierzać w jego wersję. Jednak Krzyżak zapytał czy sam Jurand posądzał ich o to porwanie, na co wszyscy musieli odpowiedzieć, że nie. Teraz Rotgier tryumfował i zażądał od księcia zadośćuczynienia, którym miał być sam Spychów. Jednak książę oburzył się na taką propozycję i oczywiście odmówił zarzucając zakonnikom chciwość nad miarę. Odezwał się też Mikołaj z Długolasu, który stwierdził, że więcej Krzyżakom o korzyści chodzi w tej sprawie niż o cześć. Na co Rotgier odpowiedział, że gotów jest krwią własną bronić czci Zakonu i że kto by śmiał, wbrew słowom samego Juranda, oskarżać Zakon o udział w porwaniu jego córki, niech podniesie rękawicę i zda się na sąd Boży. To mówiąc rzucił przed siebie rękawicę. Jednak żaden z rycerzy mazowieckich nie śmiał podjąć wyzwania, wiedząc o tym, że sam pan Spychowa nie posądzał Krzyżaków o to porwanie. W końcu jednak do jego uszu dobiegł głos „Jam ci jest” i z tłumu wyszedł Zbyszko i rzucił swoją rękawicę prosto w twarz Rotgiera.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział IV

Wszyscy obawiali się o Zbyszka, ponieważ wydawało się im że prawda przy Krzyżaku stoi. Wezwał go też sam książę, zaniepokojony z tego samego powodu i wypytywał, czy pewny jest swoich racji. Zbyszko opowiedział wypadki spychowskie i powiedział, że nie wie nic na pewno, ale Krzyżacy to łgarze i psubraty i zdania swojego nie zmieni.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział V

Pojedynek miał odbyć się na podwórcu zamkowym, na którym z tego powodu udeptano śnieg i rozsypano popiół. Rankiem na polu walki zjawili się rycerze i ich giermkowie Hlawa i von Krist. Na znak dany trąbą Czech z impetem rzucił się na przeciwnika, Zbyszko i Rotgier z większą rozwagą zaczęli zbliżać się do siebie. Pierwszy uporał się ze swoim przeciwnikiem Hlawa, który górował nad nim siłą i zręcznością. Natomiast siły rycerzy były wyrównane. Za Zbyszkiem przemawiała siła i sprawność, za Rotgierem natomiast doświadczenie i ćwiczenia rycerskie. Walka przedłużała się, ale w końcu Krzyżak zaczął słabnąć a gdy przyglądający się walce zaczęli krzyczeć do Zbyszka żeby bił w niego! Za Danuśkę!, wpadł on w bitewny szał i szybko skończył walkę odwalając rycerzowi zakonnemu ramię prawie aż do biodra. Poprowadzono zasapanego Zbyszka do księcia, który przeniósł się do ciepłej izby, tam pogratulował mu zwycięstwa i wziął wszystkich na świadków, również pana de Lorche, że walka odbyła się zgodnie z prawami rycerskimi i boskimi. Zbyszko nie był jednak radosny, co zauważyła księżna, ponieważ śmierć Rotgiera nie wróciła mu Danusi. Postanowił on, że wyruszy do Malborga i gdzie tylko będzie musiał żeby ją znaleźć.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział VI

Następnego dnia wieczorem odbyła się narada, w której udział wzięli książę, Mikołaj z Długolasu, Zbyszko i de Lorche. Ustalono, że Zbyszko pojedzie do Malborga razem z panem de Lorche, a książę da im listy do wielkiego mistrza z prośbą o wszelką pomoc. Wyruszyli też rankiem w stronę Spychowa. Gdy tam dotarli zastali gotowość bojową, ponieważ wszyscy spodziewali się, że Zbyszko poprowadzi ich na ratunek swojemu panu. Zasmucili się gdy się okazało, że tylko z małym pocztem i panem de Lorche wyruszy on do Malborga nie walczyć o Juranda ale na skargę. Nie mógł również zabrać Głowacza, który oskarżony był przez Krzyżaków o zabójstwo de Fourcy’ego. Postanowił też go wysłać z listem do Bogdańca opisującym wszystkie wydarzenia od czasu jego wyjazdu. Przed wyjazdem Zbyszko postanowił odpocząć jedną noc w Spychowie aby nabrać sił po ostatnich przejściach. Wieczorem, przed snem przyszedł do niego Sanderus, który powiedział, że jeżeli Zbyszko da mu jakiś trzos, to pójdzie do Prus i będzie wypytywał się o Danusię a nuż się czegoś dowie. Młody rycerz, choć w pierwszej chwili chciał go wyrzucić z komnaty, w końcu przystał na to i rzucił mu sporą sakiewkę.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział VII

Zygfryd de Löwe miał już wyjeżdżać do Malborga, gdy przybył goniec od Rotgiera z listem opisującym co się działo na dworze mazowieckim. Rycerz pisał w nim, że jego przyjazd opóźni się kilka dni z powodu wyzwania jakie rzucił rycerzom mazowieckim, które podjął młodzik, mąż Jurandówny. Stary komtur oczekując na wieści spędzał czas na rozmyślaniach co powinni począć z Danusią i Jurandem. Jednak przyjazd Rotgiera opóźniał się i dopiero w piątym dniu przybył orszak a pachołek przyniósł informację, że właśnie go przywieźli. Na tę informację na chwilę zamarło serce starego Krzyżaka. Rotgiera zaniesiono do kaplicy a on siedział w izbie do północy jakby odrętwiały. W końcu wezwał pachołka i kazał przynieść kociołek z węglami i czekać aż wróci. Sam udał się do kaplicy do swojego synaczka, jak mówił o Rotgierze i obiecał mu, że uraduje jeszcze duszę jego, po czym wstał i wyszedł. W sali czekał na niego Diederich, krępy człowiek do czarnej roboty. Zygfryd rozkazał mu prowadzić do Juranda. Gdy tam dotarli stary Krzyżak rozkazał katu, aby wypalił mu jedyne oko, następnie powiedział,  że ponieważ przyrzeczono mu że wyjdzie wolno to tak się stanie ale język, którym szczekał przeciw Zakonowi zostanie mu odjęty. Diererich znowu wziął się do pracy i odjął Jurandowi język, a ten podobnie jak podczas wypalania oka nie wydał z siebie dźwięku. To nie był jednak koniec, Zygfryd powiedział że obiecał Rotgierowi włożyć do trumny jego prawą dłoń i kat znowu pochylił się na Jurandem. Zygfryd udał się z powrotem do kaplicy przynosząc prawicę Jurandową i włożył ją do trumny obok nóg Krzyżaka. Później udał się do wieży z zamiarem dokonania jeszcze tej nocy kolejnego odrażającego czynu, ale gdy wstąpił na schody najpierw usłyszał jakoby sapanie człowieka lub zwierzęcia a następnie ktoś popchnął go z wielką siłą tak że spadł on ze schodów i wypadł przez otwarte drzwi na dziedziniec. Tak leżącego i zemdlonego znalazł dopiero halabardnik.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział VIII

Głowacz dotarł do Bogdańca dopiero na wiosnę. Bo chociaż wyruszył w lutym to przez odwilż, która nastąpiła niespodziewanie drogi stały się nieprzejezdne. Prowadził ze sobą orszak, który Zbyszko zdobył na Rotgierze, a teraz wysłał go w darze wraz z ludźmi Maćkowi. W końcu gdy dojechał wiele czasu spędził na opowiadaniu Maćkowi o wydarzeniach poprzednich miesięcy, a starym rycerzem targały uczucia to radości, to zawodu, ale słuchał chciwie. Okazało się też, że w tym czasie Jagienka została sierotą, co bardzo zmartwiło Czecha. Stało się to gdy Zych wybrał się wraz z opatem w odwiedziny na Śląsk i tam sam stracił życie ugodzony w tchawicę zbójecką strzałą. Opat zaś, ciężko uderzony w głowę tracił co chwilę przytomność i świadomość. Jagienka została sama i dowiedziawszy się, że Hlawa przyjechał do Bogdańca ze znacznym pocztem i nie ma wśród nich Zbyszka ruszyła pędem i wpadła do dworu wołając od wejścia co ze Zbyszkiem. Ale Maćko uspokoił ją że wszystko w porządku i nie ma się o co martwić. Następnie począł opowiadać jej o tym co usłyszał od Hlawy a ona słuchała cicha i zasmucona, choć Maćko podkreślał, że Danusia już jest stracona. Na koniec pożegnała się i ruszyła w drogę powrotną. Ruszył też z nią Hlawa a Maćko gdy został sam postanowił ruszać za Zbyszkiem.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział IX

Maćko szykował się do drogi a Jagienka nie pokazywała się w Bogdańcu przez kilka dni. Spotkali się dopiero w drodze do Krześni w niedzielę. Jagienka poprosiła starego rycerza o radę co jej teraz czynić wypada gdy zostaje sama a Cztan i Wilk następują na nią okrutnie. W końcu ustalili, że Maćko zabierze ze sobą sierotę i chociaż do opata do Sieradza ją odstawi. Obawiał się on tylko o Bogdaniec, ponieważ był pewien, że Zgorzelice po wyjeździe Jagienki będą bezpieczne. Postanowił rozmówić się z wrogami i w tym celu wybrał się do Brzozowej, siedziby Wilka. Tam, ku zdumieniu starego i młodego Wilka, poprosił o opiekę nad Bogdańcem podczas jego nieobecności ponieważ obawiał się że Cztan, będąc prostakiem, może wyrządzić mu duże szkody. Powiedział również, że Zbyszko z jedną szlachcianką mazowiecką ożenił się i dlatego też musi wyjechać. Słysząc to młody Wilk aż zapłonął widząc przed sobą nowe możliwości i zapewnił Maćka, że będzie mieć Bogdaniec i Zgorzelice w opiece. Na koniec przysięgli na krzyż, rycerską cześć i klejnoty, że tak się stanie i Maćko mógł wracać zadowolony z siebie. Gdy dojechał do domu była już późna noc i zdziwił się bardzo światłem w oknach. Gdy wszedł ośrodka okazało się, że czeka na niego Hlawa z Jaśkiem, bratem Jagienki. Powiedział on, że siostra jego rozmyśliła się i postanowiła jednak zostać w Zgorzelicach, na co Maćko zezłościł się. Wszyscy oprócz starego rycerza buchnęli gromkim śmiechem a Maćko, gdy lepiej przypatrzył się chłopakowi, rozpoznał w nim Jagienkę i sam zaczął się śmiać. Udali się wszyscy w końcu na spoczynek, ponieważ skoro świt wyruszali w długą podróż.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział X

Gdy dotarli do Sieradza, który Jagienka podziwiała z otwartymi ustami, ponieważ nigdy jeszcze nie widziała miasta, okazało się że opat wyjechał niedawno do biskupa płockiego, aby tam dalej się leczyć. Ustalili, że ruszają za opatem do Płocka. Tam też księżna Aleksandra, która między Krzyżakami ma mir okrutny, mogłaby im pomóc w sprawie Zbyszka. Jednak drogi były rozmokłe a rzeki wylały, tak że musieli zatrzymać się przed Łowiczem. Na szczęście Hlawa znalazł smolarzy i jeden z nich zgodził się przeprowadzić ich przez lasy, sobie tylko znanymi drogami.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XI

Wyruszyli rano zagłębiając się w las a wieczorem stanęli w Budach, gdzie mieszkali smolarze. Tam zostali przyjęci gościnnie i mogli przenocować. Następnego ranka wyruszyli w dalszą drogę, która nie okazała się zbyt trudna i już pod wieczór ujrzeli wieże łęczyckie. Tam okazało się, że rzeki tak wezbrały że niemożliwa jest dalsza podróż. Postój w Łęczycy trwał dwa tygodnie i dopiero po tym czasie mogli wyruszyć w dalszą drogę. Nastała w końcu wiosna i jechać było łatwiej, więc po szesnastu dniach stanęli u bram Płocka. Tu Maćko dowiedział się w pałacu biskupim, że opat zmarł niestety przed tygodniem i właśnie dziś odbędzie się jego pogrzeb. Udali się też tam razem z Hlawą i Jagienką. Okazało się, że opat zapisał duże majętności Jagience a rycerzowi z Bogdańca jakoweś bory. Dusza Maćka zapłonęła też nienawiścią, gdy ujrzał kłaniającego się księżnej Aleksandrze Kunona von Lichtenstein. W pierwszej chwili chciał na niego nastąpić i już ruszył w jego stronę, ale opamiętał się i postanowił dowiedzieć się co robi na dworze płockim znienawidzony Krzyżak. Księżna zgodziła się zaznajomić ich, ponieważ Krzyżak nie rozpoznał Maćka, a ten zanim pozwie go na udeptaną ziemię, czego nie mógł uczynić w Płocku ponieważ księżna z gniewem zabroniła mu tego, postanowił go wykorzystać i uzyskać pismo pozwalające mu na bezpieczne poruszanie się po ziemiach krzyżackich. Uzyskał go łatwo przy poparciu księżnej, ale dowiedział się też, że nie ma wielkiego mistrza w Malborgu, więc nie znajdzie tam również Zbyszka. Postanowił jednak nazajutrz ruszać w drogę i zobaczyć co czas pokaże. Postanowili przekroczyć granicę i udać się do Brodnicy i tam zasięgnąć języka o poczcie młodego rycerza i mistrzu, a jeśliby się faktycznie okazało że nie ma go w Malborgu to dalej granicą podążyć do Spychowa. W Brodnicy dowiedzieli się od starego Krzyżaka, który niedawno bywał w Malborgu, że był tam młody rycerz, który potykał się w turnieju z sukcesem i który otrzymawszy żelazne listy od brata mistrza Ulryka von Jungingen ruszył gdzieś we wschodnie strony. Oni też zaraz skierowali się na wschód w stronę Szczytna. Gdy byli już blisko tego zamku ich oczom ukazał się na wzgórku jakaś wielka postać. Gdy podjechali bliżej okazało się, że jest to starzec pozbawiony oczu zamiast których miał dwie czerwone jamy i bez prawej dłoni. W lewej trzymał on kostur i wyszukiwał nim drogę. Po dłuższej rozmowie okazało się, że jest to Jurand ze Spychowa tak potraktowany przez Krzyżaków. Postanowili zawrócić do Spychowa i tam go bezpiecznie odstawić. Gdy tam dotarli wszyscy wybuchli gniewem przeciwko przeklętym Niemcom i chcieli od razu na nich ruszać, ale powstrzymał te zapędy stary rycerz. Dowiedzieli się również, że dwa dni temu był tu Zbyszko i że wyruszył w dalszą drogę nie wiadomo gdzie. Ksiądz Kaleb opowiedział Maćkowi czego się od Zbyszka dowiedział. Był on w Malborgu gdzie potykał się na turnieju z samym bratem komtura, Ulrykiem i ten mocno go pokochał. Gdy dowiedział się o jego niedoli poszedł z nim na skargę do wielkiego mistrza, a ten kazał komturowi szczytnieńskiemu wypuścić wszystkich więźniów i posłał ze Zbyszkiem urzędnika do tego zamku. Nie znaleźli tam jednak ani Danusi ani Juranda a sam Zygfryd pociągnął na wschód na wojnę z Litwą. Pojechał też za nim Zbyszko i zapowiedział, że dotąd  nie wróci aż go dosięgnie. Maćko rozważając wszystko co usłyszał postanowił pojechać jednak do Szczytna aby porozmawiać z tamtejszym księdzem, który o wszystkich sprawach dużo wiedział i o którym ludzie dobrze powiadali.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XII

Jurand obudził się z długiego snu przy księdzu Kalebie, który począł z nim rozmawiać. Pan Spychowa mógł jedynie porozumiewać się na migi i nie zawsze mogli się dogadać. W końcu do izby weszli wszyscy z załogi Spychowa i zaofiarowali się, że pójdą na Szczytno szukać pomsty i utoczyć Krzyżackiej krwi. Ale Jurand zdjął krzyż ze ściany i podniósł go wysoko przed wszystkimi. Zrozumieli oni, że odmieniła się dusza ich pana i Bogu on pozostawia pomstę. Wszyscy wyszli z izby nieco zawiedzeni, a pozostali w niej ksiądz, Tolima i Jagienka, która przyszła zobaczyć co się dzieje. Zaczęła też ona opowiadać Jurandowi jeszcze raz jak go spotkali i jakim sposobem przywieźli go do Spychowa. Odtąd rozmawiali często i dzięki temu Jagienka coraz lepiej rozumiała Juranda. Tak płynął im czas w oczekiwaniu na powrót Maćka, którego nieobecność przedłużała się. Aż na szósty dzień przybył sam Hlawa z informacją, że stary rycerz pociągnął do kniazia Witolda a jej kazał pozostać w Spychowie.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XIII

Czech przywiózł ważne nowiny, o których się Maćko w Szczytnie dowiedział od księdza. Otóż stary Zygfryd wywiózł dziewkę prawdopodobnie do Ragnety, blisko granicy żmudzkiej i wziął ze sobą kata, ponieważ obawiał się jego zeznań i nie wiedział, że to on Danusi broni. Maćko pojechał szukać Zbyszka aby go tam Krzyżacy podstępem nie przywiedli do zguby tak jak Juranda, ponieważ gdyby mu obiecali, że jak się stawi sam to mu oddadzą niebogę, to ten uczyniłby to a wtedy jego zguba pewna. Hlawę wysłał do Spychowa, aby w razie potrzeby odwiózł Jagienkę do Zgorzelic. To na wypadek gdyby Zbyszko Danusię odbił i tu z nią wracał. Jagienka jednak powiedziała, że wierny giermek nie ma co z nią siedzieć, bo na wojnie lepiej się przyda. A jak trzeba będzie to może przyjechać przed nimi i odwieźć ją do domu.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XIV

Poszli też zaraz razem do Juranda aby przekazać mu nowiny. Ten gdy dowiedział się o wszystkim nie dał żadnego znaku, że dotarło to do niego. Jagienka, której bardzo żal się zrobiło starca, przypadła do nóg i powiedziała że ona nie żaden pachołek jeno Jagienka, sierota i że zostanie z nim dopóki jego Danusia nie wróci. Przed wyjazdem Hlawa opowiedział Jagience o wojnie jaka się toczy pomiędzy Żmudzinami i Krzyżakami i że zimą będzie również i z Witoldem, a potem kto wie, pewnie i z królestwem. Hlawa pożegnał się jeszcze z Sieciechówną, do której czół pociąg niezmierny a którą zabrała Jagienka ze sobą ze Zgorzelic i rano był gotowy do drogi. Na pożegnanie stary Tolima wraz z księdzem Kalebem radzili mu najpierw udać się na dwór księcia Janusza, bo tam może zasięgnąć wieści a później dopiero udać się w dalszą drogę.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XV

Czech ruszył do Warszawy gdzie od Mikołaja z Długolasu dowiedział się najnowszych wiadomości. Zakon szykował się do wojny i wysyłał poselstwa na wszystkie dwory chcąc pokazać niewierność Witolda i Żmudzinów. Pojechało też poselstwo do Jagiełły z zapytaniem czy stanie po stronie Witolda, ale ten nic im nie odpowiedział. Lekkie oddziały jazdy krzyżackiej wpadały już w granice Żmudzi i Litwy, umacniano zamki i ściągano siły nad granicę. Czyniła to również Litwa. Hlawa słysząc te wieści postanowił jak najszybciej w drogę ruszać, tym bardziej że słysząc te wieści wybierało się również na wojnę wiele szlachty mazowieckiej i Litwinów znajdujących się na dworze.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XVI

Po długiej podróży znalazł on Zbyszka i Maćka, który przybył dwa dni przed nim, w okolicach Kowna zniszczonego przez Witolda, gdzie znajdowały się główne siły dowodzone przez Skirwoiłłę. Maćko zły był na Czecha, że nie posłuchał jego rozkazu, ale ten zasłonił się panienką i jej przykazaniem aby do Zbyszka ruszał. Wyrzucali też sobie, że Jagienkę zabrali ze sobą i narazili ją w razie powrotu Danusi na ujmę.

Po chwili zjawił się w namiocie Zbyszko wraz ze Sikrwoiłłą. Przybyli wysłuchać opinii Maćka na temat nowej wyprawy. Zapytywali się czy lepiej iść pod Nowe Kowano, które znajdowało się niespełna milę stąd i gdzie zostali pobici kilka dni temu, czy pod Ragnetę gdzie się ich nie spodziewają. Zbyszko opowiadał się za Ragnetą, gdzie miał nadzieję dowiedzieć się czegoś o Danusi, a może i złapać kogoś znacznego na wymianę. Popierał go Maćko długo przytaczając argumenty za wyprawą w tamte strony. Słuchał ich uważnie wódz żmudzki, a gdy skończyli wstał i począł się żegnać. Gdy Maćko spytał gdzie wyruszy, ten odpowiedział że pod Nowe Kowno.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XVII

Maćko, Zbyszko i Hlawa z zaciekawieniem oglądali obóz wojsk Żmudzińskich. Wydały się one szczególnie dla Czecha, który nigdy nie bywał w tych stronach, niezdolne do walki z Niemcami. Słabo uzbrojeni, bez pancerza wojowie bardziej przypominali jakieś zwierzęta leśne niż zorganizowany oddział.

Rycerze z Bogdańca i Głowacz siedzieli przy ognisku a Zbyszko opowiadał co się z nim ostatnio działo. Gdy wyjechał z Malborga z pismami mistrza jeździł od zamku do zamku i wszędzie szukał Danusi a komturowie pokazywali mu lochy i wszystkie zakamarki, ale gdy zaczęła się wojna powiedzieli, że wojenne prawo inne i kazali głowę precz unosić póki cała. Przybył więc na  Żmudź, gdzie miał nadzieję nabrać jeńców i jakieś zamki zdobywać, ale z tym wojskiem to niepodobna. Dalszą rozmowę przerwało przybycie Skirwoiłły, który oznajmił, że ruszają w pochód. Okazało się, że do Gotteswerder zbliżają się posiłki, które zaatakują Żmudzini, a Maćko i Zbyszko poprowadzą drugi oddział, który zaatakuje zamkowych wychodzących na spotkanie tych pierwszych.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XVIII

Ruszyli w stronę Niemna i rycerze polscy mogli podziwiać wprawę z jaką to wojsko przeprawiło się przez wezbraną rzekę. Po jej przekroczeniu podzieliło się ono na dwa oddziały i każdy ruszył w swoją stronę. Oddział Zbyszka wyruszył w stronę zamku i zapadł w zasadzce około mili od niego, oczekując na Niemców. Czekanie na oddział krzyżacki wydało się wszystkim niezmiernie długie, ale w końcu po długim czasie zwiadowcy dali znać, że nieprzyjaciel zbliża się.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XIX

Przepuścili przednią straż, która przeszła nie podejrzewając niczego a następnie Zbyszko ustawił oddział ciężkozbrojnych, składający się z rycerzy polskich, mazowieckich i bojarów litewskich w klin i czekali na oddział główny. Zbliżał on się ze śpiewem, a ponieważ droga była kręta do tej pory nie zauważono napastników. Gdy pierwsze szeregi knechtów pokazały się z za zakrętu Zbyszko zakrzyknął „W nich!” i ruszyli pędem w stronę Niemców. Jednak piechota w mig ustawiła się w szyk nastawiając przeciwko jeźdźcom las włóczni i berdyszów. Nie mogły go przełamać małe koniki litewskie a jeden z nich, na którym siedział Maćko cięty w goleń runął na ziemię zrzucając jeźdźca. Przez chwilę śmierć zawisła nad starym rycerzem ale ten doświadczony w niejednej walce, chwycił się drzewca berdysza wykorzystując go jako podparcie, stanął na równe nogi i dobywając miecza natarł na piechotę. Jednak jej szeregi nie zostały rozerwane a kusznicy zaczęli się skutecznie ostrzeliwać. Nie było widoków na szybkie zwycięstwo, a Niemcy mieli nadzieję wycofać się w zwartym szyku i cofnąć do zamku. Aż stało się coś nieprzewidzianego. Jeden z mazurskich rycerzy, którego brat legł już w walce, wpadając w szał i pałając chęcią zemsty podniósł ciało z ziemi i rzucił je na włócznie i berdysze a to, nabijając się na nie, spowodowało że knechci musieli je opuścić. Zanim zdołali wydobyć je z ciała rzucający wpadł między nich przewracając i tratując ludzi. W mgnieniu oka inni konni runęli w środek oddziału i bitwa zmieniła się w rzeź a piesi rozpierzchli się w różne strony gdzie dobijali ich Żmudzini z dzikim wyciem. Oddział Zbyszka zaatakował teraz jezdnych którzy bronili się w okręgu, a którzy zasypywani byli deszczem strzał. Będąc jednak dobrze opancerzeni łącznie z końmi, nic sobie z tego nie robili. W końcu Maćko rozkazał Żmudzinom pochwycić berdysze knechtów niemieckich i ciąć konie po goleniach. Zaczęły one padać i zrzucać jeźdźców. Dowodzący nimi rycerz w błękitnej zbroi rozkazał natychmiast odwrót, a ci zarzucając tarcze na plecy ruszyli w stronę zamku przebijając się przez okrążenie jak i przez oddział, który odcinał odwrót. Jednak ich konie nie były tak szybkie jak napastników więc ocalenie w ten sposób nie mogło nastąpić. Widząc to dowódca zawrócił konia, krzycząc na najbliższych mu jeźdźców aby uczynili to samo, i ruszył w stronę ścigających go. Pierwszy pędził Zbyszko i dostał cięcie po hełmie, jednak nie uczyniło mu ono szkody. Sam chcąc wziąć napastnika żywcem sczepił się z nim a ponieważ pękło pod naciskiem strzemię, obaj zwalili się na ziemię i w końcu w swoim stalowym uścisku zdusił on opór przeciwnika. Nadjechali zaraz Maćko i Hlawa a ten drugi na rozkaz Maćka zajął się jeńcem i gdy zdjął jego hełm zakrzyknął „de Lorche!”

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XX

Gdy zakończył się pościg za uciekającymi, którzy wszyscy zostali wyłapani przez dzikich Żmudzinów, Zbyszko ruszył z oddziałem w stronę Skirwoiłły w razie gdyby była potrzebna mu pomoc. Jednak gdy dotarł na miejsce zastał już tylko pobojowisko z wielką ilością trupów niemieckich i Żmudzińskich. Wódz litewski i tu odniósł zwycięstwo, choć nie przyszło ono łatwo. Zbyszko zawrócił więc i wrócił na miejsce bitwy. którą sam stoczył i zastał tam już Sirwoiłłę zadowolonego z odniesionych zwycięstw. Później gdy zasiedli przy ognisku kazał Zbyszko przyprowadzić swojego jeńca, który przyszedł ze wzgardą w oczach. Powiedział, że nie spodziewał się że ujrzy go walczącego z pogany przeciw chrześcijanom. Po dłuższej jednak rozmowie przekonał się do racji młodego rycerza i podając sobie prawice zasiedli wszyscy do wieczerzy. De Lorche stwierdził, że za niego Krzyżacy oddadzą mu kogo będzie sobie życzył, ponieważ inaczej wielki krzyk podniósłby się na zachodzie. Nagle de Lorche przypomniał sobie, że na czele posiłków zmierzali do zamku stary Zygfryd de Löwe i Arnold von Baden. Zbyszko słysząc to zerwał się na równe nogi i popędził z pachołkami przepytać jeńców zanim zostaną powieszeni. Gdy tam przybyli nagle z ich grupy odezwał się głos o ratunek skierowany do Zbyszka. Jeńcem okazał się Sanderus, który z trudem mówiąc, będąc skrępowanym wykrzyczał że wie gdzie jest Jurandówna.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XXI

Jednak gdy zdjęto mu pęta ten zemdlał, ponieważ był poturbowany mocno a następnie zapadł w sen kamienny i spał tak do dnia następnego, a Zbyszka zżerała niecierpliwość. W końcu gdy odzyskał trochę siły powiedział, że stary Zygfryd wozi wszędzie ze sobą Danusię, a on jak obiecał wcześniej uczepił się Krzyżaka i wszędzie za nim podążał czekając sposobności aby przekazać nowinę Zbyszkowi. W końcu podczas bitwy rycerz Arnold, który jest ogromnej siły przebił się przez okrążenie a za nim ruszył Zygfryd z kilkoma rycerzami i kolebką, w której znajdowała się Danusia. Gdy tylko doganiał ich pościg Arnold zawracał i wstrzymywał go, a nikt nie był w stanie go pokonać czy to samotnie czy w grupie. Zbyszko począł namyślać się chwilę, a następnie krzyknął do Hlawy aby szykował konie i giermków, ponieważ ruszają zaraz. Chciał on jeszcze przed wyjazdem uwolnić de Lorche, ale ten odpowiedział, że jeńcem jego jest i na wezwanie zawsze się stawi. Wyruszyli też zaraz zmierzając w stronę pobojowiska po bitwie. Dalej Sanderus miał być ich przewodnikiem.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XXII

Na pobojowisku znalazł Maćko ślady uciekających i ruszyli za nimi w pościg. Po długim pochodzie dogonili ich w końcu wysyłając naprzód Sanderusa, który przyłączył się do uciekinierów  i dawał znaki pościgowi. Stary Zygfryd i Arnold zatrzymali się w smolarni sądząc, że są tu bezpieczni. Gdy oddziałek Zbyszka dotarł do polany zobaczył dwóch Krzyżaków bez zbroi i broni, ponieważ tą wziął Sanderus z drugim pachołkiem do czyszczenia. Widząc to Zbyszko wyskoczył z krzykiem z krzaków i natarł na wrogów. Skoczyli też oni na równe nogi, ale nie zdążyli dobiec do Sanderusa. Zygfryda pochwycił zaraz Maćko natomiast Zbyszko sczepił się z Arnoldem i poczuł że znalazł się nie w ludzkim, ale niedźwiedzim uścisku. Zwalili się razem na ziemię, ale Zbyszko znalazł się pod Niemcem a ten na nim. Jednak Maćko, który szybko uporał się z Zygfrydem i oddał go w ręce pachołków skoczył na Krzyżaka i przyłożył mu mizerykordię do karku a ten puścił Zbyszka. Podniósł się on zrazu z ziemi ale zaraz usiadł ponieważ brakło mu tchu. Ale gdy zobaczył służkę, która miała pilnować Jurandówny, siły mu wróciły i zaczął wołać ?Danuśka!, Danuśka!? Znalazł ją w ciemnej izbie i doskoczył do niej, ale ta nie poznała go w ogóle i mając szaleństwo w oczach zaczęła powtarzać ?Boję się!? i wyrywać z jego objęć.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XXIII

Danusia nie poznawała nikogo i zachowywała się prawie jak dzikie zwierze. Żadnym sposobem Zbyszko nie mógł jej uspokoić i przywołać jej pamięć. Aż wzburzyło się z nim serce i porwał się z mieczem na Zygfryda, ale powstrzymał go Maćko przekonując, że tylko cześć straci a poza tym żadnego zysku nie osiągnie. Przygotowali dla Danusi świeże i wygodne posłanie a służce, tej samej która knuła już w dworcu myśliwskim, Hlawa rozkazał przebrać panią w odzienie które ona nosi a samej ubrać się w jej łachmany. Zastanawiali się co im też czynić wypada i uradzili, że muszą jak najszybciej w puszcze mazowieckie się dostać bo tam będą już bezpieczni. Opowiedzieli też rycerzowi Arnoldowi historię Danusi, a ten poprzysiągł że o niczym nie wiedział i ręki do jej męki nie przyłożył. Na cześć rycerską zaprzysiągł również, że nie będzie próbował ucieczki. Maćko rozciął mu więzy i zaproponował posiłek. Gdy wszyscy poszli spać Maćko z Hlawą ustalili, że ten drugi wyruszy przed nimi do Spychowa z wieścią o odnalezieniu Danusi a gdy tam dotrze odwiezie Jagienkę do Zgorzelic. Weźmie też ze sobą starego Zygfryda, żeby Zbyszko nie miał okazji do zadźgania go w chwili słabości i służkę i może dzięki temu Danusia prędzej do opamiętania przyjdzie. Przed świtem jednak gdy Czech miał wyruszać w drogę okazało się, że służka uciekła, a pachołkowie nie mogli jej nigdzie znaleźć. W końcu wierny giermek zebrał się i ruszył w drogę.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XXIV

O świcie, gdy mieli wyruszać, okazało się że Danusia, która w nocy kwiliła i nie mogła usnąć, zasnęła w końcu snem mocnym. Postanowili czekać i nie budzić jej a ona spała tak do południa. Zbyszko zaglądał do niej co chwilę a później usiadł przy jej posłaniu i czekał z niecierpliwością aż się obudzi. Gdy w końcu to się stało, w dalszym ciągu nie wiedziała co się z nią dzieje. Majaczyła i gorączkowała. W końcu jednak postanowili ruszać, ale gdy Maćko wydawał ostatnie rozkazy zobaczył wkraczających na polanę zbrojnych. Nie widząc możliwości wyrwania się z okrążenia poddał się i ostrzegł Zbyszka o sytuacji. Okazało się, że był to oddział prowadzony przez brata rycerza Arnolda, Wolfganga, który powiadomiony przez zbiegłą służkę o sytuacji przybył na ratunek. Stary Maćko zaczął zaraz urabiać Krzyżaków, a szczególnie Wolfganga opowiadając mu całą historię Danusi i ich, aby wypuścili ich na słowo. Po długich negocjacjach stanęło na tym, że wypuszczą oni jednego z nich i niewiastę, natomiast drugi musi pozostać. Maćko przekazał wszystko Zbyszkowi i naciskał żeby ruszał on natychmiast. Obawiał się, że Niemcom może przyjść do głowy zmienić swoją decyzję.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XXV

Zbyszko chciał dogonić swojego giermka, ale ten jechał spiesznie, ponieważ chciał jak najszybciej stanąć w Spychowie. Przemierzał puszcze a później już zamieszkane tereny na Mazowszu najszybciej jak mógł i na dziesięć dni przed Bożym Ciałem stanął w gródku. Pierwsza zbiegła do niego Jagienka i gdy przekazał jej nowiny posmutniała zaraz ale po chwili opanowała się i pobiegła do Juranda. Zaraz po niej przybyła Sieciechówna, którą Hlawa przycisnął do piersi i począł całować a odskoczyli od siebie gdy w drzwiach stanął ksiądz Kaleb, któremu Czech musiał wszystko od nowa opowiadać. Jurand gdy usłyszał nowiny od Jagienki padł krzyżem i przeleżał tak do następnego ranka, a gdy powstał kazał przyprowadzić Hlawę i jeńca. Najpierw wysłuchał opowieści Czecha tocząc wielkie łzy gdy ten opowiadał o niedoli Danusi, a potem kazał przyprowadzić bliżej Zygfryda de Löwe i używając mizerykordii przeciął mu więzy. Ksiądz Kaleb widząc takie miłosierdzie zapytał jeszcze, czy chce aby puścić więźnia wolno. Jurand skinieniem głowy dał znak, że taka jest jego wola.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XXVI

Tolima odprowadził starego Zygfryda do granicy. Tam pozostawił go samemu sobie i odjechał z powrotem. Zygfryd dalej jechał samotnie będąc w odrętwieniu i nie zwracając na nic uwagi. Już od jakiegoś czasu walczył z szaleństwem, do którego prawie doprowadziły go wszystkie złe uczynki i rozpacz a czarę goryczy przelał uczynek Juranda. W pewnej chwili zsiadł z konia zdjął siodło i przygotował dla siebie pętlę z uzdy. Widząc przy sobie śmierć i jakiegoś upiora powiesił się na gałęzi i tak zakończył swój żywot. Tą samą drogą dnia następnego podążał orszak w którym znajdowali się Hlawa i Jagienka. Zobaczyli wiszącego Krzyżaka i Jagienka postanowiła, że należy mu się chrześcijański pochówek. Czech, choć niechętnie wysłał parobków, którzy dokonali obrzędu. Przysypali jego grób kamieniami, a to dla tego żeby jego duch jako samobójcy nie straszył przejezdnych i ruszyli w dalszą drogę.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XXVII

Zbyszko dopiero po dziesięciu dniach dotarł do granicy Spychowa a z każdym dniem podróży tracił nadzieję na wyzdrowienie Danusi. Przez całą drogę trawiła ją jakaś choroba i była tak wycieńczona, że prawie nie odzyskiwała przytomności.  W końcu gdy byli już nie dalej jak milę od Spychowa odzyskała przytomność i opuściła ją gorączka. Poznała też w końcu Zbyszka i wielka radość ogarnęła oboje. Ale była to radość tylko chwilowa, ponieważ po chwili oczy jej zaczęły gasnąć a ciało ogarnęły przedśmiertne drgawki. I tak skonała.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XXVIII

Gdy cały orszak zbliżał się już do Spychowa naprzeciw niego wyszła cała gromada ludzi. Na czele tej procesji szedł Jurand podtrzymywany przez starego Tolimę. Klęknął on przy noszach Danusi i widać było rozpacz pokazywaną przez każdą część jego ciała. Ruszyli dalej do gródka i złożyli ciało w kaplicy, którą kazał przygotować ksiądz Kaleb. Po tym wszystkim Jurand stracił kontakt ze światem i władzę w członkach, tak że leżał bez świadomości na łożu i uśmiechał się do swoich myśli.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XXIX

Po pogrzebie opowiedział Zbyszko księdzu o tym jak odbili Danusię i o niewoli Maćka. Ustalili, że wyślą Tolimę z okupem takim jaki ustalili z rycerzami z Baden. Jednak ksiądz zaczął zaraz po wyjeździe posłańca żałować, że nie pchnął Zbyszka na tę wyprawę, ponieważ popadł on w odrętwienie i przesiadywał całe dnie przy trumnie bądź na przyzbie. Z tego odrętwienia wyrwał go dopiero przyjazd de Lorche, który gdy dowiedział się o jego tragedii długo modlił się z nim przy trumnie Danusi. Opowiedział on też, że widział starego Tolimę w więzach u komtura lubawskiego. Zbyszko i ksiądz Kaleb zrozumieli, że okup przepadł a Maćko bezskutecznie czeka na ratunek. Postanowił też młody rycerz ruszać natychmiast w drogę. Ustalili też, że Zbyszko zażąda od Krzyżaków dużego okupu za de Lorche a dopóki Maćko nie będzie wolny po opłaceniu się braciom von Baden i okup nie będzie zapłacony, rycerz z Geldrii zostanie na Mazowszu. Pomiędzy Zbyszkiem a de Lorche zawiązała się coraz silniejsza nić przyjaźni i rycerz z Bogdańca oświadczył, że jeżeli Krzyżacy nie zapłacą to nijakiego okupu od swego jeńca nie weźmie. De Lorche zgodził się na to, ale powiedział żeby nie zdradził się z tym Zbyszko przed zakonnikami. Poradził też młodemu przyjacielowi aby udał się do Płocka gdzie przybyć ma sam król z dworem i spotkać z Wielkim Mistrzem, a będzie mu łatwiej upomnieć się o swoje i łatwiej będzie wysłuchany, nie wspominając już o turniejach ponieważ goście z zachodu koniecznie chcą potykać się ze sławnymi rycerzami polskimi. Spodobała się ta rada księdzu i Zbyszkowi, którego przybycie de Lorche wyrwało z otępienia. Zaproponował też przyjacielowi aby udał się tam z nim na co ten chętnie przystał.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XXX

Dotarli do Płocka bezpiecznie i spotkali tam Tolimę z czego Zbyszko był bardzo rad. Wyrwał on się z niewoli i ocalił część okupu. Oddał ją giermkowi Hlawie, który również znajdował się w Płocku. Dopiero teraz Zbyszko przypomniał sobie, że wyjechał on z Zygfrydem przed nimi i zaczął wypytywać co się z nim działo. Dowiedział się o śmierci starego Krzyżaka oraz że jest tu Jagienka, którą wywiózł on ze Spychowa i że została damą dworu księżnej. Zdziwił się na to wszystko Zbyszko, ponieważ nikt nie wspomniał mu słowem o pobycie Jagienki w Spychowie i teraz Czech musiał mu o wszystkim opowiadać. Czech opowiedział mu również co się dzieje na dworze. Krzyżacy chcąc zjednać sobie książąt mazowieckich przeciw Witoldowi ślą poselstwo za poselstwem i już udało im się to uczynić z księciem płockim, a książę Janusz również krzyw jest na Witolda. Chcą oni przekonać również króla aby opowiedział się przeciw kniaziowi, tym bardziej że uciekł do nich rodzony jego brat Skirgiełło, którego by chętnie widzieli na Litwie.

Wieczorem odbyła się uczta, na której stawili się wszyscy znamienici goście. Był też Powała z Taczewa, który poznał Zbyszka i któremu ten opowiedział swoje przygody. Zapoznał też de Lorche ze sławnym rycerzem z czego ten bardzo był rad. Dalszą rozmowę przerwało im wejście księcia Ziemowita i księżnej Aleksandry, za którą zobaczył on Jagienkę uśmiechającą się do niego.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XXXI

Zbyszko padł do nóg księżnie Aleksandrze i o dobre słowo u Krzyżaków za Maćkiem błagał. Dalszą rozmowę przerwały im trąby i wejście księcia Janusza i księżny Anny Danuty. Ta gdy go zobaczyła, nie zważając na nic podeszła od razu do Zbyszka. Ten padł przed nią na kolana a ona płakała długo. W końcu nadszedł sam król w towarzystwie dygnitarzy królestwa, a wejście znowu poprzedzały głosy trąb. W pewnej chwili, gdy uspokoiło się nieco podeszła do Zbyszka Jagienka, ale nie było już między nimi takiej zażyłości jak dawniej. W końcu księżna Anna poprosiła aby służył jej podczas uczty jak kiedyś a on podczas tego służenia spoglądał na Jagienkę i dziwił się jak bardzo przez te kilka lat jeszcze wypiękniała i spoważniała. Na drugi dzień Zbyszko wraz z de Lorche przyłączyli się do orszaku księcia Janusza i udali na łowy. Wracając z mich w końcu mógł Zbyszko porozmawiać z Jagienką, która nie traciła czasu wiedząc o Maćkowej niedoli i poprosiła księżnę o list do mistrza i wymogła też aby komtur von Wenden wspomniał o sprawie w swojej relacji. Następnego dnia Powała przyszedł z informacją, że król po Bożym Ciele wyrusza do Raciąża na rozmowy z mistrzem, a ponieważ Zbyszko zaliczony jest do rycerzy królewskich wyruszy z nimi.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XXXII

W Raciążu nie doszło jednak do zgody pomiędzy królem i mistrzem. Spory o Żmudź, ziemię dobrzyńską i wojnę z Litwą ciągnęły się w nieskończoność. Zbyszko tym czasem porozumiał się z Arnoldem von Baden w sprawie wykupu. Poszło mu szybko, ponieważ u Arnolda stale mieszek był pusty, a gdy nie wypił sześciu garnców piwa dziennie to czuł się pokrzywdzon. Robił jednak trudności mistrz, który twierdził, że Maćko powinien dać gardło za pomaganie buntownikom, ale gdy po raz kolejny przytoczono krzywdy jakich on i Zbyszko doznali od Zakonu i gdy król zaczął groźnie marszczyć brwi, ustąpił. Ustalono, że każda strona wyśle posłów po odbiór jeńców. Ze strony polskiej byli to Zyndram z Maszkowic, Powała z Taczewa i Zbyszko z Bogdańca, którzy razem z całym orszakiem wielkiego mistrza wyruszyli do Malborga. Miał okazję rycerz z Bogdańca przyjrzeć się temu człowiekowi, który był głową znienawidzonego Zakonu. Był on posępnym człowiekiem, przygnieciony jakby cierpieniem. Jego oblicze nie było groźne ale chmurne i przewidywał on niedługi koniec potęgi krzyżackiej.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XXXIII

Gdy dotarli do Malborga uderzył ich w oczy ogrom tej twierdzy, tego siedliska Krzyżaków, z którą żadna inna nie mogła się równać w ówczesnej Europie. Jednak na pytanie mistrza co powie o jej obronności Zyndram odpowiedział, że wydaje się nie do zdobycia, ale niezbadane są wyroki Boskie i każda twierdza może zmienić właściciela. Na wjeździe czekali na orszak najwięksi dygnitarze krzyżaccy będący wówczas w zamku i przeprowadzili go przez przedzamcze do zamku właściwego. Wielki mistrz przedstawił rycerzy polskich, powiedział z czym przybywają i nakazał ich ugościć. Poprowadził ich komtur przez zamek i tym razem od wewnątrz mogli przyjrzeć się zamkom. Zrobiły one jeszcze większe wrażenie niż poprzednio, gdy oglądali je z zewnątrz i upadły w nich serca na widok takiej potęgi. Komtur w końcu doprowadził ich do średniego zamku, gdzie znajdowały się ich komnaty.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XXXIV

Maćko i Zbyszko długo trzymali się w ramionach a stary rycerz odgadł patrząc na oblicze młodziana, że nie ma już Danusi na świecie. W końcu Zbyszko opowiedział mu wszystkie wydarzenia, przerywając opowieść to płaczem to ciężkim wzdychaniem. Z Maćkiem źle już było, ponieważ wtrącili go do lochu Krzyżacy, gdzie odnowiła mu się stara rana, nie bacząc w ogóle na jego cześć rycerską, ale dowiedział się o nim de Lorche i narobił wielkiego rabanu. Dzięki temu przenieśli go do lazaretu gdzie poczuł się lepiej. On też przerażony był potęgą zakonną i obawiał się wielkiej wojny z nimi. Następnego dnia zjawił się Hlawa, który opowiedział o piechocie zamkowej, której ćwiczenia oglądał i powiedział, że wieczorem odbędzie się uczta u mistrza, na którą i oni będą zaproszeni. Odwiedzili też Maćka Powała i Zyndram, gdyż dowiedzieli się o jego słabości. Zyndram miał wesołe oblicze i dziwił się temu Maćko, ponieważ spodziewał się że nieswój będzie oglądając potęgę krzyżacką, ale ten odpowiedział mu, że potęga stoi na ludziach a tutaj wszyscy poddani modlą się o to żeby władza zakonna starta została i przyszło królestwo, którego ich pan jest królem. Wiedział to od osób, które przychodziły do niego upominać się o jeńców będących w polskich lochach i nie były to pojedyncze głosy. Na koniec powiedział, że Krzyżacy to taki rycerz, który siedzi na siodle z podciętymi popręgami a takiego i słabszy z konia zwali.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XXXV

Wieczorem w wielkim refektarzu odbyła się uczta, na której chociaż zakon ślubował ubóstwo jedzona na złocie i srebrze a popijano małmazją. Tak wielki mistrz chciał olśnić swoich gości. Wywiązała się też rozmowa, w której wielki mistrz chwalił się bogactwem Zakonu i sile stali, która jest wyrabiana w podziemiach zamkowych, na co Powała złapał wielki tasak leżący na stole zwinął go lekko w trąbkę jak pergamin i podał mistrzowi. Zyndram natomiast odpowiedział, że już raz cesarz niemiecki chciał wojować z Polakami złotem i skończyło się to psim polem. A gdy wszyscy z zaciekawieniem pytali co to takiego, odpowiedział że to pole na którym było tyle trucheł niemieckich że nie nadążono z pochówkiem i psi musieli to robić.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XXXVI

Gdy rycerze z Bogdańca dotarli do Płocka, okazało się że nie ma tam dworu ponieważ wyjechał on do Czerska a Jagienka udała się do Spychowa doglądać starego Juranda. Ucieszył się na to Maćko, ponieważ sami tam zmierzali i rad był że zobaczy dziewczynę. Po pięciu dniach byli już w Spychowie i stary Maćko mógł ją uściskać a ona witała go jak ojca. Jurand żył jeszcze, ale nie było z nim kontaktu a grób Danusi przybrany był pięknie kwieciem, co jak się okazało uczyniła Jagienka. Podziękował jej też Zbyszko za dobroć padając do nóg.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XXXVII

Jurand zmarł w kilka dni później i odprawiono mu piękny pogrzeb. Przez cały tydzień w Spychowie pełno było gości, a później nastąpiła cisza. Zbyszko powiedział że nie mają tu po co siedzieć i powinni wracać do Zgorzelic ale on musi ruszać gdzie indziej, dopełnić ślubów. Tylko wojna może z niego wytrząsnąć żal i smutek. Później da Bóg on też do nich wróci.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XXXVIII

Zbyszko przygotowywał się do drogi i chociaż Maćko chciał pojechać z nim i odprowadzić go do wojsk Witoldowych ten żadną miara nie chciał się na to zgodzić. Powiedział, że wyjeżdża sam tylko z trzema pachołkami. Ponieważ nie było rady, bo Zbyszko dość uparty był, przestali nalegać i zajęli się Spychowem. Skoro Maćko i Jagienka wyjeżdżali do Bogdańca i Zgorzelic, ktoś musiał zostać i gospodarzyć w grodzisku. Padło na Hlawę, który za radą Jagienki dostał te włości w dzierżawę. Nie było mu straszne ani sąsiedztwo Krzyżaków ani gospodarzenie. Upomniał się jedynie o Sieciechównę, bez której nie wyobrażał sobie tu zostać a ta chętnie zgodziła się i rada była z takiego obrotu sprawy.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XXXIX

Nazajutrz przyszedł dzień odjazdu Zbyszka. Wszyscy żegnali go na dziedzińcu a Jagienka ze łzami w oczach powiedziała mu żeby wrócił i nie ginął. Zbyszko odpowiedział, że jak Bóg da to wróci i ruszył w drogę.

Dwa tygodnie później wyruszyli też w drogę Maćko z Jagienką prowadząc długi orszak wozów wyładowanych pieniędzmi i innymi kosztownościami. Byłby Maćko jeszcze bardziej ?złupił? Spychów, na co krzywo patrzyli stary Tolima i ksiądz Kaleb, gdyby nie hamowała go Jagienka. Ale i tak rad był z tego co wiózł do Bogdańca i już wyobrażał sobie jak go urządzi. W Spychowie zostawał Hlawa, z którym stary rycerz ustalił wszystkie szczegóły. Upewnił się jeszcze czy Jagna zechce Zbyszka jak ten wróci i ją pokocha, a uzyskując pozytywną odpowiedź z optymizmem spoglądać począł w przyszłość.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XL

Zabawili nieco w Płocku, żeby załatwić z biskupem sprawy spadkowe po opacie i ruszyli śpiesznie w stronę domu. Będąc w Sieradzu wysłali pachołka do Zgorzelic,  aby oznajmił o ich przybyciu. Jaśko, brat Jagienki, wyruszył im na spotkanie i od pół drogi jechali razem. Opowiedział on, że Wilk zabity na Śląsku, gdzie dobywał jednego zamku niemieckiego a Cztan ożenił się z gładką dziewką, córką kmiecia z Wysokiego Brzegu, która go za nos wodzi i po pysku leje. Ucieszył się na te wiadomości Maćko. Bogdaniec zastał dobrze utrzymany poza dworem, który chylił się ku upadkowi, ale nie przejął się tym zbytnio, ponieważ po głowie chodziła mu budowa kasztelu. Nie dla siebie ale dla Zbyszka i jego dzieci, byle tylko szczęśliwie wrócił. Postanowił też wybrać się do Krakowa w odwiedziny do grobu królowej Jadwigi, co był obiecał gdy leczył się w Bogdańcu. Wyruszył też tam z Jaśkiem, który rwał się żeby świat oglądać a gdy przybyli od znajomych dowiedział się że na dworze zbierane są informacje o Krzyżakach i że wiedzą na ich temat wszystko: ile gdzie stacjonuje wojska, jakie są rozkazy, co myśli który komtur i wiele innych szczegółów.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XLI

Szybko wrócili z Krakowa, ponieważ Maćkowi cniło się za gospodarstwem. I tak przez następne miesiące płynęło im życie w oczekiwaniu na wieści o Zbyszku. Spotykał się też codziennie Maćko z Jagienką i rozmawiali o różnych sprawach, a najczęściej o Zbyszku, gdzie jest, co porabia, czy natłukł już tylu Krzyżaków ilu poprzysiągł Danusi. Maćko cały czas zabiegał aby pomnażać majętności i gdy przyszło razu pewnego do kłótni o pole ze starym Wilkiem nie ustępował i był zawzięty, ale gdy ten powiedział że pomstę bożą za jego krzywdy ściągnie na swój ród, od razu ustąpił nie chcąc ściągać na Zbyszka niebezpieczeństwa. Co widząc stary Wilk ustąpił również i do zgody przyszło.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XLII

Do wiosny nie zdarzyło się nic szczególnego, nie napływały żadne wieści. Aż w końcu z jej nastaniem przyszły informacje o bitwach, w których Witold raz był zwycięski, a raz pokonany i o zdobyciu Nowego Kowana i zrównaniu go z ziemią. Mówiło się też, że Witold rozpoczął rozmowy pokojowe z Zakonem. Jagienka pytała Maćka, czy to znaczy że Zbyszko wróci gdy nie będzie już wojny, ale ten odpowiadał, że Witold to nie jest zwyczajny kniaź i zawsze kręci on i nie wiadomo czy szczerze czy też dla pozoru te rozmowy prowadzi. Pokój jednak stanął a Zbyszko nie wracał. Dopiero gdy nastało lato i chyliło się już ku końcowi zjawił się on w Bogdańcu. Był jednak małomówny i przygnębiony a trzeciego dnia zachorzał i musiał się położyć. Okazało się, że ma zbity bok i połamane żebra, ale nie to było przyczyną jego przygnębienia. W końcu Maćko postanowił wydobyć z niego tajemnicę. Okazało się, że spełnienie przysięgi nie przyniosło mu wcale ulgi. Złożył wprawdzie pęk pawich czubów na grobie Danusi ale nie stało mu się wcale lżej na świecie. Po dłuższej jednak rozmowie siwy Maćko wymiarkował, że to Jagienka jest przyczyną tej markotności. Nie zapomniał jeszcze Zbyszko o Danusi a ta druga dziewka zajmowała co najmniej tyle samo jak nie więcej jego myśli. Od tej chwili przestał stary rycerz martwić się i powiedział Jagience, że ona ma dla Zbyszka lekarstwo.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XLIII

Miał rację Maćko ponieważ Zbyszko dawno już byłby wyzdrowiał, ale sam on nie wiedział co się z nim dzieje. Myślał już o Danusi jak o jakiejś pozaziemskiej istocie, która straciła dla niego wszystkie ziemskie cechy i traktował ją jako patronkę swoją, którą zawsze będzie kochał. Jednak obecność Jagienki, która pielęgnowała go w trakcie choroby powodowała, co zdziwiło go niezmiernie, że nie była mu ona obojętna i wodził za nią oczyma, niezręcznie mu się z nią rozmawiało i często zapadało między nimi milczenie, ale gdy jej brakło w pobliżu to cniło mu się do niej. Zwierzył się też ze swoich rozterek Maćkowi, a ten wysłuchawszy wszystkiego cierpliwie odpowiedział tylko „Głupiś” i wyszedłszy z izby zacierał ręce. Zaczął też budowę upragnionego kasztelu, ponieważ pewny był już że nie będzie on stał pusty.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XLIV

Zbyszko w końcu wyzdrowiał zupełnie i wstał z łoża. Postanowili, że udadzą się do Zgorzelic podziękować za opiekę, ale gdy baby z czeladnej trefniły Zbyszkowe włosy, które nie chciały się ułożyć w żaden sposób, do Bogdańca przybyła Jagienka prosić ich na wieczerzę. Powiedziała, że ona dałaby sobie radę z taką czupryną, a Maćko szybko wygonił baby i zostawił ich samych. Początkowo ani Zbyszko ani Jagienka nie wiedzieli co powiedzieć, choć bliskość powodowała, że ich serca biły ze zdwojoną siłą. W końcu od słowa do słowa powiedzieli sobie, że chcą być razem i wybuchli wielką radością, a największą Maćko, który słysząc krzyki wpadł do izby zobaczyć co się dzieje.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XLV

Zbyszko z Jagienką zamieszkali w Moczydołach a Maćko rozpoczął stawiać kasztel z przekonaniem, że ród Gradów nie zaginie. Upewnił się w tym przekonaniu gdy Jagienka powiła bliźniaki, dwóch chłopców, których nazwali Maćko i Jaśko. W okolicy byli też ogólnie szanowani i podziwiani, a w szczególności Jagienka, która zasłużyła sobie na to swoją urodą, dwornością i gospodarnością.

Zbyszko był też jednym z najzamożniejszych rycerzy w okolicy i podziwiali go też wszyscy za to, boć przecież jeszcze niedawno jego ród miał tylko zapuszczony Bogdaniec z chylącym się do upadku dworem. Pobudzało to też wyobraźnię wszystkich, parło do czynu i dawało przykład czego można dokonać nie siedząc w domu.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XLVI

Dopiero w piątym roku od małżeństwa przenieśli się młodzi do kasztelu, który lśnił nowością i świadczył o potędze rodu. Była ich już piątka, ponieważ na świat przyszedł kolejny potomek, nazwany Zychem po rodzicu Jagienki. Cała też okolica coraz częściej odwiedzała ich w nowej siedzibie i szeptała o ich bogactwie, a oni zyskiwali coraz większy szacunek.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XLVII

W końcu gdy Jagienka powiła kolejnego chłopca nazwanego Jurandem, Maćko oznajmił, że wyrusza do Spychowa gdzie jeździł już wcześniej, ale tym razem zejdzie mu dłużej. Nie było go pół roku i już Zbyszko zaczął się niepokoić, ale w końcu wrócił i oznajmił, że był w Malborgu. Wyzwał ich wroga, Kunona von Lichtenstein ale ten będąc wielkim komturem nie stanął mu, ponieważ wyjechał był z poselstwem do Witolda i nie zgodził się na to wielki mistrz. Zbyszko dopiero teraz przypomniał sobie o ślubowaniu i powiedział, że zapewne wyśmiali tam starego rycerza. Maćko przytaknął i opowiedział jak wielki mistrz wspomniał o tym przy wieczerzy a cała sala buchnęła śmiechem. Przywiózł on blachy jednego, z którym mistrz wyjątkowo pozwolił stanąć w szranki. Też nazywał się Lichtenstein i był krewnym Kunona, ale to nie to samo. Okazało się, że Maćko nie jest jeszcze taki stary i gdy się rozkręci to może stanąć każdemu. Z nadzieją też oczekiwali na wielką wojnę, która w ich mniemaniu już niedługo musiała nadejść.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XLVIII

Dopiero rok później zmarł stary mistrz Konrad a jego następcą wybrano Ulryka von Jungingen, jego brata, zwolennika wojny z Polską. Maciek i Zbyszko byli przekonani, że teraz już musi przyjść do walnej rozprawy i zaczęli przygotowania do wyprawy. Wiedzieli wprawdzie, że wojna nie rozpala się jak ogień w kominie dlatego przygotowania szły powoli acz stanowczo. Takież samo przekonanie panowało i po innych dworach i siedzibach rycerskich. Cały naród szykował się do wojny.

Ale ponieważ czas płynął a wojny nie było wybrał się Maćko do Krakowa, aby zasięgnąć jakichś pewnych informacji. Wrócił stamtąd uradowany i zapowiedział wszystkim aby broń mieli gotową bo już niedługo przyjdzie im siadać na koń. Nie nastąpiło to jednak szybko. Najpierw w całym królestwie zarządzono wielkie łowy i dymiły lasy całymi miesiącami, a z Prus zaczęli uciekać kmiecie z przygranicznych wiosek, którzy prosili aby im wolno było pieszo stanąć i wziąć udział w wojnie. Chcieli pomścić swoje krzywdy na znienawidzonych zakonnikach. Do Krakowa też ściągało mnóstwo różnego rodzaju wędrowców przybyłych z Prus i tam słuchano ich uważnie i spisywano wszystko co mówią. Przeciwnie działo się w Malborgu, gdzie jak opowiadali przybysze nie zważano na wieści z Polski i z radością szykowano się do wojny ufając w swoją siłę i pomoc zachodu. Pretekstem miało być Drezdenko, które Krzyżacy podstępem zagarnęli przejmując Nową Marchię, a którego dziedzic von Ost złożył hołd królowi polskiemu. Aż w końcu gdy Witold znowu podniósł Żmudź i wspomagać ją zaczął ludźmi i prowiantem, dla wszystkich stało się jasne, że nadszedł czas.

Gdy do Bogdańca przybył posłaniec i zakrzyknął ?Wici!, Wici!? zerwał się Zbyszko i Maćko a ich twarze rozjaśniły się i jednocześnie stały się groźne. Zaczęły się przygotowania do wyprawy. Ruszyli na nią z ochotą, a Jagienka wraz z dziećmi odprowadziła ich do Sieradza. Po drodze spotkali Jaśka ze Zgorzelic, który prowadził znaczny poczet a i z każdej strony ciągnął lud na Niemca. Widząc to stary Maćko cieszył się w sercu i wróżył sobie zwycięstwo.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział XLIX

Wojna w końcu wybuchła, choć jej początki były niepomyślne dla Polaków. Krzyżacy znowu zajęli ziemię dobrzyńską, Bobrowniki i zrównali z ziemią Złotoryję. Zima i pośrednictwo króla czeskiego Wacława zahamowały jednak walki. Ale gdy przekupiony król wydał werdykt na korzyść Zakonu i gdy nastąpiło lato rozgorzeć one musiały na nowo. Nadciągnął Witold ze swoimi narodami i połączył się z królem. Ruszyli razem prosto na Malborg, ale gdy mistrz zastąpił im drogę nad Drwęcą i przeprawa okazała się niemożliwa zawrócili w stronę Działdowa, po drodze zdobywając zamek Dąbrowno. Zdobyła go chorągiew sieradzka, w której służyli Maćko i Zbyszko. Stanęli też oni ze swoim dowódcą Jakubem z Koniecpola przed radą wojenną ponieważ odbyło się to bez rozkazu królewskiego a nawet wbrew niemu. Spotkali też oni tam wszystkich znamienitych panów i rycerzy królestwa, z których część była ich przyjaciółmi. Spotkali się z de Lorche, który powitał ich wylewnie. Okazało się, że walczy on po ich stronie, ponieważ jest teraz panem Długolasu, który dostał wraz z Jagienką córką nieżyjącego już Mikołaja. Zaprosił ich na wieczerzę do swojego namiotu, który znajdował się na drugim końcu obozu. Czekał tam na nich Hlawa i Sanderus, którzy służyli w chorągwi mazowieckiej. Jadąc przez obóz przyglądali się różnym nacjom, a to Litwinom, to Tatarom, którzy z nimi przybyli i innym jak Besarabom, Wołochom, Serbom. Przejeżdżając przez obóz litewski zobaczyli dwóch wisielców, którym kniaź rozgniewany wielce kazał się samym powiesić, ponieważ zbezcześcili najświętszy sakrament w kościele. Minęli jeszcze obóz polski, gdzie największa siła tego wojska była i dotarli do namiotów Mazowsza. Po drodze spotkali gromadę ludzi, którzy przyglądali się księżycowi gdzie odbywała się walka pomiędzy królem i mnichem. Ten pierwszy zwyciężył i wszyscy poczytali to jako znak z niebios.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział L

Rano wojska ruszyły się z obozu i przed południem stanęły na skraju lasu nieopodal wsi Logdau i Tannenberg a dalej przed nimi rozciągały się pola Grunwaldu. Zyndram z Maszkowic porozsyłał zraz gońców, aby zbadali najbliższą okolicę. Cała zaś rada wojenna z królem i kniaziem, po wysłuchaniu mszy zebrała się w namiocie, aby omówić sytuację. Wzdrygał się Jagiełło przed wojną z rycerzami, którzy na płaszczach nosili krzyż i to nie dlatego że się ich bał (wcześniej już nawiedzał ich ziemię z mieczem siejąc pożogę i zniszczenie ale jako pogański książę), ale wzbraniał się przed rozlewem krwi chrześcijańskiej. Jednak wszyscy przekonywali go, że do walki przyjść musi, ponieważ dumny i butny mistrz Ulryk ani myśli o pokoju. Obawiano się powszechnie relikwii, które posiadali Krzyżacy, a jedynie Witold parł do bitwy i czekał na nią z niecierpliwością.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział LI

W końcu na spienionym koniu przygalopował szlachcic Hanko Ostojczyk z informacją że Niemce idą. Za chwilę poczęli nadjeżdżać kolejni jeźdźcy z tą samą informacją. Nie było już wątpliwości, że nadciąga cała armia krzyżacka. Król jednak postanowił wysłuchać drugiej mszy a do wojska pchnął Witolda i Zyndrama. Gdy zakończyła się msza, król mógł już zobaczyć całą potęgę Zakonu, która czerniła się na widnokręgu. Przybyła też straż złożona z sześćdziesięciu kopii, a którą dowodził Aleksander, młodszy syn księcia płockiego.

Armia krzyżacka zbliżyła się nieco stając w szyku w połowie pola a nad nią powiewały różne chorągwie, które Maćko i Zbyszko opisywali swoim sieradzanom. Nie znali jedyne chorągwi gości zakonnych, których mnóstwo było na polu. Mistrz mógł być też pewny, że przed nim stoi cała armia widząc chorągiew królestwa, białego orła w koronie na czerwonym tle, chociaż siły te kryły się w lesie i nijak było na nie uderzyć rycerstwu, które tylko w otwartym polu walczyło skutecznie, w gęstwinie leśnej natomiast traciło swoje walory. Radzono też jak wyciągnąć te wojska z boru. Najbardziej spodobał się mistrzowi pomysł, aby wysłać herolda z dwoma nagimi mieczami i wezwać Polaków na bój śmiertelny, a jeżeli im miejsca brakuje to ustąpią się nieco z wojskiem aby im go przyczynić.

Gdy heroldowie dotarli do wojsk polskich i stanęli przed królem, który spodziewał się poselstwa pokojowego, przekazali oni posłanie mistrza Ulryka. Ten odpowiedział, że nagie miecze, które mu przysyłają przyjmie na znak zwycięstwa a miejsce bitwy wyznaczy sam Bóg, któremu się poleca i dwie wielkie łzy spłynęły mu po policzkach. Wojska Krzyżackie, co zauważyli stojący wokół rycerze poczęły się cofać nieco.  Polskie natomiast po jakimś czasie wysunęły się z boru w szyku i stanęły przed nim. Po obu stronach rycerstwo szykowało się do boju, który miał już niedługo nastąpić.

Pierwsi ruszyli Litwini atakując lewe skrzydło Krzyżackie gdzie znajdował się mistrz. Dał on znak do Frydrycha Wallenroda, który dowodził tą częścią wojsk aby również poczynał. Na znak dany przez niego ruszyło czternaście chorągwi rycerstwa. W tej chwili z ust rycerstwa polskiego wydobyła się stara pieśń bojowa św. Wojciecha, Bogurodzica i zagrzmiała nad polem, na którym miało dojść do starcia. Gdy pieśń miała się ku końcowi ze wzgórza toczyć się zaczęło dwadzieścia chorągwi pod wodzą Lichtensteina, które uderzyć miały w Polaków. Zyndram z Maszkowic widząc to dał znak mieczem i zakrzyknął „W nich! Bij!” i ruszyły polskie chorągwie na spotkanie wrogów. Litwa jednak szybko ugięła się pod naporem rycerstwa i dziki popłoch ogarnął tych wojowników. Jedynie chorągiew smoleńska, lepiej zbrojna cofała się pod naporem Niemców w stronę sił polskich. Jednak parta przez przeważające siły krzyżackie nie miała szans stawić oporu. W końcu Niemcy dotarli do chorągwi polskich i uderzyli w ich bok. Te walczyły już od godziny z chorągwiami Lichtensteina i nie ustępowały im na krok. Byli tu najsławniejsi rycerze i zbierali oni wielkie żniwo wśród rycerzy krzyżackich i ich gości. Wielcy Powała i Zawisza wzbudzali strach powszechny a nie ustępowali im i inni sławni rębacze. Powoli chorągwie krzyżackie zaczęły się cofać. W chorągwi sieradzkiej szalał Zbyszko a u jego boku walczył rozważnie stary Maćko i wszędzie szukał oczyma Kunona von Lichtenstein, ale jak do tej pory nie mógł go w tłoku spostrzec.

Gdy wracające z pogoni za Litwinami chorągwie krzyżackie uderzyły jednak w bok zwycięskich już prawie wojsk polskich zamarło serce króla, ponieważ mogło się to skończyć całkowitą klęską. Padła też chorągiew z orłem w koronie, którą trzymał Marcin z Worcimowic i wszystkim, którzy to ujrzeli zamarły serca. Jednak nie złamał ich ten widok, a najdzielniejsi mężowie rzucili się aby ją odbić i wokół niej rozgorzał bój straszliwy. Ni jeden Niemiec będący w pobliżu nie pozostał żywy i po chwili chorągiew znów powiewała nad zastępami polskimi. Widząc to nowe siły wstąpiły w mężne serca rycerzy polskich i znowu zaczęli napierać na wrogów, aż pierwsi z nich zaczęli uciekać z pola bitwy. W tej chwili do trzeciej linii polskiej, która nie brała jeszcze udziału w boju,  przypadł Zyndram i dał znak aby ruszała. Ruszył też mistrz ze swoimi szesnastoma chorągwiami odwodowymi i idąc za przykładem chorągwi wracających z pogoni za Litwinami, zatoczył koło chcąc uderzyć w bok sił polskich. W niebezpieczeństwie znalazł się król, ponieważ droga tych chorągwi wiodła opodal wzgórza na którym się on znajdował. Jeden z rycerzy oderwał się z tej nawały i ruszył prosto na króla, który widząc to złożył również kopię i ruszył mu naprzeciw. Ubiegł go jednak Zbyszko z Oleśnicy, który natarł z boku na rycerza, a król dobił go tylko pozbawiając życia.

Atak ostatnich sił krzyżackich nie spowodował jednak takich skutków jakich spodziewał się mistrz Ulryk, który galopował na ich czele. Zamiast zadać ostateczny cios wojskom polskim to raczej jego rycerze musieli przejść do obrony pod naporem polskich rycerzy. A w chwilę potem do walki przystąpiła trzecia linia polska, którą wysłał Zyndram, składająca się głównie z piechoty. I zmagania trwały jeszcze długo ale serca upadały pod płaszczami z krzyżem. A gdy wróciła Litwa, którą łatwiej było rozbić niż pokonać, zamknęło się koło wokół wojsk krzyżackich. Poległ w nim sam wielki mistrz i większość dostojników zakonnych.

Stary Maćko szukał wciąż Lichtensteina. Poszczęściło się mu tak jak szczęściło się całemu wojsku polskiemu. Znalazł go w końcu w zaroślach wraz z innymi uciekinierami i wyzwał do walki, której ten nie mógł tym razem odmówić. Maćko górował nad nim siłą i chwilę tylko trwało zanim obalił go na ziemię i dwa razy pchnął mizerykordią w gardło komtura.

Armia krzyżacka przestała istnieć a pościg zdobył również obóz wrogów, w którym pełno było pęt przygotowanych na jeńców polskich i wina na spodziewaną ucztę.

Krzyżacy – Tom II – Rozdział LII

Maćko i Zbyszko wrócili do Bogdańca. Stary rycerz żył jeszcze długo, a Zbyszko doczekał chwili gdy z Malborga jedną bramą wyjeżdżał wielki mistrz, a drugą wjeżdżał polski wojewoda obejmując we władanie tą krainę aż do fal Bałtyku.

KONIEC

<<Krzyżacy Tom I

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *